niedziela, 26 lutego 2012

Eroberer von Fehlern

Najczęściej spotykane awarie podczas działań na polu walki. Diagnoza i Naprawa.

1. Replika przestaje strzelać, słychać jak silnik chce ruszyć, ale nie może.

Przeuczoną może być zablokowanie tłoka w Tylnej pozycji lub zwyczajnie rozładowanie akumulatora.

W obu przypadkach pożycz od kolegi na sprawdzenie nowy akumulator. W pierwszym przypadku musi być to akumulator o nie porównywalnie większej mocy niż używany w replice. Gdy w dalszym ciągu nie ma reakcji, należy rozebrać replikę i dostać się do „GB” po czym ostrym narzędziem postarać się cofnąć tłok wraz z naciśnięciem spustu, uważajcie aby nie uszkodzić tłoka. Jeżeli ruszy, oddaj replikę na serwis, jeżeli nie… zrób to samo i zacznij się modlić :P

2. Kulki wylatują z lufy z zbyt małą energią. Pierwszą czynnością będzie dostanie się do komory hu. Sprawdź czy gumka jest cała. W przypadku pękniętej gumki Hop-up należy niezwłocznie zacząć się modlić aby polowy serwisant miał zapasową ;) po czym ją wymienić.

3. Karabin nie strzela ogniem pojedynczym. Najczęściej spotykaną przyczyną jest wytarcie się przerywacza trybu ognia, element znajduje się wewnątrz GB, więc na polu walki nie będziemy w stanie usunąć tej awarii.

4. Replika nie przestaje strzelać. Mogło nastąpić zwarcie na okablowaniu, pękła sprężynka odciągająca styki od siebie. W obu przypadkach natychmiast odłącz baterię.

Sprawdź pracę spustu po przez powolne naciśnięcie, jeżeli poczujesz delikatny opór gdy styki nachodzą na siebie, to oznacza, że sprężynka jest cała. W takim przypadku rozbierz front repliki i dokonaj dokładnych oględzin okablowania. W przypadku zwarcia otulina obu kabli będzie osmolona i bardzo ciepła w miejscu zwarcia się przewodów. Weź izolację i zabezpiecz te miejsce. Podłącz akumulator, zauważysz od razu jeżeli wszystko będzie „OK.”. :P

5. Mimo w pełni naładowanego pakietu Karabin nie strzela, silnik ani drgnie.

Od razu sprawdź bezpiecznik, Wszystko Ok, strzela? Nie ok… bezpiecznik cały i dalej nic powiadasz.. weź śrubokręt, i dobierz się do silnika w chwycie, sprawdź czy nie obluzowały się przewody na silniku. Bangla? Dalej nie… hmmm… poprzeklinaj sobie trochę na ten karabin, potem go przeproś, i powiedz że go kochasz… działa? Hmmm nie działa… Dobra styki w GB, rozbierz replikę tak aby dobrać się do Gear Box’a … hola hola!! Nie tak hamsko, trochę pieszczot… delikatnie!! No tak lepiej… teraz rozbierz GB, i przetrzyj czymś twardym i szorstkim, bądź ostrym styki, złóż i sprawdź. Gdyby te czynności nie pomogłu kup nowy karabin… żartowałem nie patrz na mnie tak szczurem… znaczy wilkiem :P Obmacaj dokładnie kable, jeżeli znajdziesz przerwę znaczy trzeba nowego okablowania, ew., tnij w miejscu przerwy, połącz ze sobą jakoś, i strzelaj dalej. Jak wrócisz czeka Ciebie wydatek…

6. Wkładasz maga, i nic, karabin pluje powietrzem jak oszalały, a przeciwnicy się zbliżają… nieubłaganie… bliżej i bliżej i bliżej… eee to nie ta piosenka… Dociśnij maga, poruszaj nim w przód i w tył, potem pozabijaj ich wszystkich!! Strzela pewnie tylko jak dociskasz. Często jest to powodem pożyczania od kolegi magów, nie do wszystkich replik wszystkie magazynki, pamiętaj o tym przede wszystkim przy zakupie.

7. karabin wrócił z serwisu, niby działa, ale masz nie odparte wrażenie, że jakby z ogromnym wysiłkiem. W chwycie, gdzie znajduje się silnik, jest śrubka, Imbus 1,5mm, spróbuj w lewą stronę odrobinę odkręcić. Luzujesz silnik, dzięki temu zębatki nie będą tak się zżerały, zmniejszasz siłę tarcia, tym samym zmniejszasz opory, replika zyskuję „kultury pracy” Akumulator więcej wytrzyma, tak samo zębatka silnikowa.

8. Powiadasz, kulki latały prosto jak zaczynałeś strzelać podczas tej gry, a teraz lecą w dół.

Pamiętaj, „Emki” maja jedną wielką wadę. Jest nią komora „HU” Zębatki często w wyniku prowadzenia gęstego ognia zmieniają swoje położenie, powoli, ale jednostajnie. Co jakiś czas musisz regulować komorę kręcąc największą zębatką komory, ale milimetr po milimetrze, i pamiętaj, kręć OD SIEBIE!! Jak będziesz w domu, znajdź odpowiednią, malutką uszczelkę, włóż ją pomiędzy największą zębatkę w komorze, a śrubę mocującą.

To zapobiega przekręcaniu się kuł zębatych.

Na początku każdego wypadu, ustawiaj komorę.

Opisałem 8 najczęściej spotykanych Awarii i problemów występujących w naszych replikach podczas zabawy. Jeżeli macie jakiś problem który nie znajduje się w opisie usterek, a u was występuje non stop, i macie go dość! Dzwońcie piszcie, przygotuję kolejne zestawienie, usuwania tych problemów.

Pamiętajcie LIGA RZĄDZI!!! LIGA RADZI!!! LIGA NIGDY WAS NIE ZDRADZI!!!

PODKOWA UBER ALES!! :D

wtorek, 29 listopada 2011

Warsztaty TAktyczne 27.11.2011

W niedzielę 27.11.2011 odbyły się warsztaty taktyczne, których to celem było uzmysłowienie nam jak trudnym terenem bywają góry. Góry znaleźliśmy wbrew pozorom całkiem nie daleko, bo w okolicach Sochaczewa, i to na Mazowszu:P.
KPU w liczbie 15 osób pod dowództwem Beltusa i Goroka, przeciwstawiało się znacznie mniej liczebnej grupie Blackfield, mimo znacznej przewagi liczebnej, 3 ćwiczebne starcia wygrywaliśmy ponosząc ogromne straty, Brak orientacji, brak dowodzenia podkową z powodu rozdzielenia naszego oddziału, ogólny harmider oraz dezorientacja były skutecznie wykorzystywane przez wroga.
Na szczęście rozluźnienie podkowy przeszło z nadejściem ostatniego ćwiczenia (odbicie jeńców z szczytu wzniesienia, oraz zepchnięcie wroga z pozycji) Ciorny lis prowadził rozpoznanie na czele całego plutonu z czego wywiązał się doskonale, Podkowa była zaraz za Ciornym lisem, i w odpowiednim momencie dokonała szybkiego skoku na prawą flankę przeciwnika, a następnie pod ostrzałem rozciągnęła się w wachlarzu okrążając wroga całkowicie, niestety w wyniku tego manewru Woju odniósł ranę lekką, jeńcy, a w tym (ja)Szczur, niestety również ponieśli ciężkie obrażenia. Szczyt został odbity.

Okazało się, że wrogowie czekają na naszej drodze do punktu ewakuacyjnego.

Po odzyskaniu Woja, dostaliśmy zadanie oczyszczenia drogi przy wsparciu Ciornego lisa, tak Aby Ciorny kot I prima Ciorna mogły przeprowadzić ewakuacje ledwo dychających Rannych ze wzgórza, Niestety podczas działań zaczepnych wykonywanych przez Blackfield straciliśmy karabin Woja, po przez strzał w głowę, na szczęście nie groźny. Adi odłączył się na polecenie dowódcy wykonać opatrunek.
Oddział Podkowy został zredukowany do 2ch osób, (Pan Edzio i Berni) dokonując cudów pokonali 3ch przeciwników tym samym umożliwiając ewakuację rannych.

Tak zakończyliśmy kolejne warsztaty.


środa, 12 października 2011

Milsim 9.10.2011

Impreza z kategorii " Miało być pięknie wyszło jak zwykle"

W założeniu miała być to idealna symulacja: blisko, w miarę tanio, pogoda jeszcze niezbyt jesienna, tereny idealnie dopasowane do czołgania się po krzakach. Z opisu wynikały same miłe rzeczy:
W kosztach zaliczają się:

- Agregat prądotwórczy
- Organizacja
- Mapy
- Otaśmowanie
- Wożenie po terenie samochodem terenowym
- Karty CCS
- Inne akcesoria tworzące klimat
- Wejście na tereny prywatne części PK
- Affter party

Podkowa miała stanąć po stronie dzielnych Serbów, którzy wynajęli bandę najemników w celu uprowadzenia i przesłuchania jeńców z okolicznej wioski i wyciągnięcia od nich informacji o planach sił Hamburgerowskich. Ubrani w to, co znaleźliśmy w szafach a wyglądało na serbską bojówkę, zajechaliśmy na miejsce spotkania z Orgami. Udało nam się nawet być tam 5 minut przed czasem, co w przypadku naszego Teamu jest nie lada wyczynem. I tu pojawił się pierwszy problem: ORG się SPÓŹNIŁ...

Po kolejnych perturbacjach związanych z transportem reszty ekipy na miejsce (trzeba było ich wsadzić do autobusu, bo sami zapewne by nie dali rady...? WTF?!?) pojechaliśmy konwojem trzech aut do punktu docelowego. Nie było to jednak takie proste, bo po przejechaniu 10 min od stacji BP, na której było miejsce zbiórki, Orgom w aucie skończyła się waha, więc musieli się cofnąć i zatankować...(WTF po raz drugi?!?)

W końcu jednak dojechaliśmy na teren gry. Całkiem miłe miejsce ogniskowo-grilowe na terenie czyjejś działki, za płotem las, pokopane umocnienia, świetny teren do treningów, manewrów, strzelanek... No po prostu cudo... Aż chciałoby się takie samo na Farmie lub Owczarni wykopać...

Po kolejnym, godzinnym oczekiwaniu w końcu udało się nam wyjść w teren. Przedreptaliśmy ze 3 km, dotarliśmy do opuszczonego siedliska, gdzie mieliśmy założyć bazę Serbów. W założeniu wszystko pięknie, rzuciliśmy się więc do roboty. I niestety kolejny opór materiału: okazuje się że dowódcą naszej strony jesy Org, a jego zastępcą drugi org. Nie ruszymy ze scenariuszem, dopóki jeden z nich nie pojedzie spowrotem do wawy i nie przywiezie strony przeciwnej... (napomknę tylko że było już po 11, a zbiórka ustalona była na 8.30)

W końcu, po na prawdę długich oczekiwaniach rozpoczeliśmy oficjalnie sima. Sprawa generalnie wyglądała tak, że dwóch Orgów znęcało się nad trzema zakładnikami (dwóch było "rekrutami" do ich teamu, trzeci był całkiem ogarniętym graczem milsimowym), reszta siedziała w krzakach i czekała aż coś się stanie.

Stało się: zakładnik wyrwał pistolet z ręki głównego pre ober szefa, postrzelił go i uciekł. Odpowiedzią dowódcy było rozstrzelanie pozostałych dwóch zakładników i zwinięcie bazy, bo w końcu i tak nie ma sensu dalej tam siedzieć. Sim skończył się koło 16.

Teksty warte zapamiętania:
org: Ja nie wiem gdzie wy się normalnie strzelacie, i czy byliście kiedyś na Milsimie, ale wiecie, na milsimach się nie pije! To poważna rozgrywka i po prostu nie ma miejsca dla alkoholu...
Szwed: Ty chyba na milsimie nigdy nie byłeś...

Org1 (przez radio): Wybiliśmy wszystkich zakładników, jeden zwiał, co robimy?
Org2: Nie wiem, może zwińmy bazę, bo i tak nie ma sensu tu siedzieć
Org1: Ale tak bez konfrontacji?
Org2: To jest milsim, tu nie zawsze musi dojść do kontaktu!

(Amerykanie do nas nie trafili, bo zostali wywiezieni w zupełnie inne miejsce i błądzili po lesie)

Org: Byłem w wojsku! Strzelałem do człowieka podczas warty więc wiem, jak powinien wyglądać patrol!

Te i inne kwiatki "uratowały" tą imprezę od bycia najdenniejszym wydarzeniem sezonu. No i jeszcze dziękujemy serdecznie snajperowi, który zszedł ze stanowiska i poszedł na kluski do babci.

Smacznego!

niedziela, 9 października 2011

Raport z Red Green Red 3


RGR
Raport by Misiek

RGR - operacja Red Green Red 3
27-28.08.2011

skład:
Misiek, Bern, Szczur, Ed, Woju.

rola: Straż Graniczna
główne zadanie: kontrola granicy i utrzymanie działania czujników granicznych


Przebieg Milsima:
po punktualnym przybyciu na miejsce zbiórki oraz sprawnym oszpejowaniu się,
przeszliśmy konkretną odprawę
(na której Goorock pytał się czy MadeInChina musi być po angielsku bo nie wszyscy znają, oraz czy odzew musi być dopełnieniem aż do 13!)
i po zrobieniu przez Woja pamiątkowej fotki Fabom, ruszyliśmy w teren działań.
Ponad godzinny przemarsz w miejsce założenia obozu dziennego odbywał się w pełnym słońcu z ciągłymi przerwami na szukanie i sprawdzanie pierwszej połowy czujników.
Po dojściu i założenia bazy dziennej zostaliśmy zadanie półgodzinnej warty, po której niezwłocznie zostaliśmy wydelegowani na kolejne zadanie -wraz z RTO Semko, ponowne sprawdzenie stanu połowy czujników.


W trakcie tego zadania okazało się że trzem z nas zaczyna doskwierać ból głowy i przemęczenie!.. jedno było pewne -jak na taki upał mamy za mało wody!
Postanowiliśmy uskutecznić operację o wdzięcznym kryptonimie "Nawadnianie".
Po skontaktowaniu się Berna z dowództwem nie tylko dostaliśmy zielone światło dla operacji, a także dowiedzieliśmy się że nie tylko my jesteśmy w takiej sytuacji, a nasza operacja zmienia się w misję Nawodnienia całego Plutonu!

Dokańczając zadanie sprawdzania czujników, zdobyliśmy potrzebne nam zapasy wody i byliśmy gotowi do powrotu do bazy. Niestety nie był to rzut beretem.. na pomoc zjawił się nam polski traktor ciągnący wóz z sianem.
Po krótkim kultywowaniu narodowej tradycji z przemiłym traktorzystą dostaliśmy propozycję podwózki.. to co się dalej działo... Myślę że był to precedens na skalę milsimową!
grupa polskich uzbrojonych wojaków z bananem na mordzie pędząca za traktorem na chyboczącej się kupie siana! Myśle, że miny obserwujących nas zwiadowców była adekwatne do naszych gdy na hasło "jeszcze przydały by się gołe baby wyłażące z tego siana" z za wozu na drodze wyłoniła się rycząca 40stka przy czarnej becie sama na drodze w środku lasu, równie w szoku ;]

Po przyziemieniu i pożegnaniu się z kierowca napotkaliśmy bratni oddział i wróciliśmy do bazy dziennej niosąc spragnionym kompanom orzeźwiającą wodę.

W międzyczasie inny nasz patrol sprawdzający drugą połowę czujników odnotował kontakty, lecz bez zawiązania walki i strat.

Po odpoczynku cały pluton przeniósł się na główne skrzyżowanie i przy zapadającym zmroku zaczęliśmy zakładać nocny obóz/zasadzkę. Niestety w ferworze ustalania szczegółów zasadzki Beltus i Goorock nie usłyszeli naszych kilkukrotnych meldunków o kontakcie.. Fakt ten oznaczał ujawnienie naszej nocnej bazy oraz zdemaskowania naszej zasadzki.
Po początkowym skupieniu i próbie zachowania dyskrecji zasadzki, przez dowódcę został rozpalony pierwszy papieros, co zapoczątkowało istny festiwal.
Festiwal świateł latarek i telefonów, palenia papierosów i spiralek [bo tylu i tak zawziętych latających skurwielków nie widziałem chyba nigdy!], Brakowało tylko puszczania melodyjek z telefonów ;]
+oczywiście gniecenie puszek ;)

Na nocny patrol zgłosili się Bern i Szczur, lecz nie był on możliwy do zrealizowania ze względu na egipskie ciemności.

Z powodu braku ustanowienia wart, kto mógł to próbował zasnąć i przespać się trochę jeśli oczywiście nie obudził go 5minutowy deszcz czy godzinny halny w środku nocy.

Podsumowując:
tego dnia mało nie padliśmy z wycieńczenia przez odwodnienie, a nie zanotowaliśmy żadnego kontaktu.
dodatkowo Milsimowy klimat tego dnia pięknie ubarwiły przeloty MiGów ;)

Pobudka nastąpiła ok godz.06, i niedługo potem Goorock starał się wyegzekwować kary za festiwal.. było to jednak bezskuteczne ;p


Po schowaniu plecaków w okolicy zwiniętego obozowiska, ruszyliśmy na poranne skontrolowanie wszystkich czujników.
Poruszając się kolumną po drogach wzdłuż granicy dotarliśmy do miejsca które Paweł z Cz. Kotów prowadzących pluton uznał za podejrzane i niebezpieczne, dlatego cała kolumna wstąpiła do lasu i zaczęła się przemieszczać jego skrajem. Dosłownie chwilę później czujny Szczur dostrzegł ominiętego przez Koty i Podkowę przeciwnika. Zaalarmował Beltusa i po chwili wróg był przeszukiwany przeze mnie pod osłoną Eda, zarzekając się, że jest tam sam. A chwilę później pojmano kolejnego wroga.
W toku przesłuchiwania uzyskano informację o tajnym spotkaniu tej 2osobowej grupy z przemytnikami w danej lokacji. przystąpiono do pertraktacji i Beltus dogadał się ze swoim szwagrem, że za połowę sumy ochronimy całą tą transakcję.
Cały pluton ukrył się wokół miejsca spotkania i po chwili przybyło do niego kilkoro przemytników nieświadomych naszej obecności.
W trakcie transakcji (testowania jakości kokainy!) dokonujący wymiany zostali znienacka zaatakowani przez siły NATO, równie niespodziewające się naszej obecności! ;)
Wywiązała się gorąca bitwa, w której po pozorowanym wycofaniu, zaatakowaliśmy linią i zmiażdżyliśmy nieprzyjacielskie siły FIA. Wszystko poszło idealnie :)
[nie zgadzała się jedynie liczbą martwych do zabitych przez nas przeciwników..]
Po czym ubezpieczając się opuściliśmy teren walki.
Zgubiliśmy Semko, który oderwał się wraz z przemytnikami, co później wyszło nam na dobre, bo ich do nas przyprowadził i dobiliśmy kolejnego targu (odsprzedaliśmy im zostawiony nam wcześniej detonator) ;)

Wracając obok naszej wczorajszej bazy dziennej zdołaliśmy jeszcze odnaleźć zagubiony radziecki zegarek Berna i dotarliśmy do bazy nocnej, gdzie zrobiliśmy obóz dzienny.

Kolejna grupa została wydelegowana do sprawdzenia pobliskich czujników, a w niej Ed, Bern i Szczur i po niedługim czasie napotkała ona kontakt ogniowy z siłami nieprzyjaciela.
Ammo szybko się skończyło, także Szczur wrócił się po mnie i po kule, a w bazie do ochrony dowódcy plutonu został od nas sam biedny Woju..
Po dostarczeniu ammo zmiażdżyliśmy bez trudu przeciwnika, a Ed bezlitośnie dobijał ich nożem ;]
W trakcie tej akcji wynikło kilka kwasów ze strony wybijanych Cieni, lecz tematów tych nie będę tu poruszał, gdyż zostały sflejmowane już na forum WW.
Generalnie wykosiliśmy ok. 10-15 przeciwników nie ponosząc prawie żadnych strat własnych. ( oprócz telefonu Pawła..)
Po powrocie do bazy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy prawdopodobnie ostatnimi żywymi uczestnikami milsima, i powoli wróciliśmy do miejsca startu tym samym kończąc rozgrywkę.

Na odprawie kultywując Podkowiańską tradycję wypiliśmy kilka piwek i spaliliśmy grubego lolka wspomaganego uprzejmością pana V. Wracając podwieźliśmy Quentina[ pająk taki mały co szybko skacze :P], który w trakcie podróży strasznie wyrósł! Oraz odwiedziliśmy chinola w Piasecznie o wdzięcznej nazwie HuangHo – Żółta Rzeka! :P
Generalnie głóPaffka!  XD


Podsumowując Milsima:
cały RGR był jedną wielką sinusoidą emocji, zmęczenia i akcji. Od skrajnego hardcoru lub nudy do epicko zajebistych akcji! ;)
Zadania wykonaliśmy wzorowo, a nikt z nas nie dał się zabić.
Dodatkowo klimatu dodawały przecinające niebo eskadry wojskowych samolotów (w tym F-16!)
Jak dla mnie milsim pierwsza klasa! ;p

Misiek

niedziela, 2 października 2011

Aktualizacja Podkowiańskiej galerii.

W ostatnich dniach zaktualizowałem nasza galerię o fotografie z Waissenberg 6 oraz ostatniego treningu u Szczura.

Pozdrawiam Woju

sobota, 24 września 2011

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Warsztaty KPU 20.08.2011

Radziejowice koło Grodziska. Warsztaty pod hasłem "Nawigacja" organizowane dla nas przez Beltusa.

Po dojechaniu na miejsce zbiórki otrzymaliśmy mapy z wyznaczonym punktem docelowym. Podzieleni na dwie sekcje : Podkowa (5) i sekcja mieszana Rpima + Czarne Lisy (4) zostaliśmy wywiezieni w bliżej nieokreślone krzaki, z których to mieliśmy dotrzeć, zająć i utrzymać punkt zaznaczony na mapie.

Po zrzuceniu na miejsce startu przystąpiliśmy do zakrzaczenia i zamalowania oraz obmyślenia trasy przejścia do obiektu. Po niezbędnych ustaleniach, ruszyliśmy w teren.

Po mniej więcej godzinie zlokalizowaliśmy ambonę, pod którą stał cywilny obserwator. Stwierdzając, że nie może być to nasz punkt docelowy, bo skąd niby znalazłby się tam cywil?, poszliśmy dalej. Po kontakcie telefonicznym i ustaleniu, że jednak ambona jest naszym celem, zawróciliśmy w jej kierunku.

Dosłownie na 40 m przed miejscem docelowym, czujki zauważyły dwa kontakty. Oznaczało to, że na ambonę pierwsza dotarła sekcja łączona Rpimy i Lisów, musieliśmy ją odbić i utrzymać.

Atak nastąpił z dwóch stron. W pewnym momencie zrobiło się gorąco, czujki przednie odcięte, dowódca dostał, wróg coraz mocniej zaciskał pierścień wokół nas. Na szczęście Szczur i Edward wyczyścili jedną stronę, a Berrn dokończył dzieła przy pomocy M249. Na placu boju zostaliśmy tylko my. Straty: jedna RL Jarego, opatrzona natychmiastowo pod ostrzałem.
Zadanie wykonane :)

Następnym zadaniem, zgodnie ze wcześniejszą prośbą Marka, było statystowanie do jego zdjęć dyplomowych. Biegaliśmy więc radośnie z jednego końca drogi na drugi, licząc że we w miarę krótkim czasie artysta uzyska satysfakcjonujące ujęcia.

Trzecim, ostatnim zadaniem warsztatów było przejście przez zasadzkę. Okazało się to najtrudniejszym zadaniem tego dnia, z powodu ciężkiego terenu oraz dobrze wyszkolonych przeciwników. Przy pierwszym kontakcie straciliśmy obie czujki, musieliśmy awaryjnie wycofać się z zasięgu strzału i reorganizować oddział. W składzie Jary z niesprawną repliką, Berrn z M249, Beltus z klamką typu plujka oraz ja i moje niezniszczalne M4, ruszyliśmy przez gęsty młodnik, starając się obejść zasadzkę...

Na kolejne stanowisko ogniowe natrafiliśmy na zalesionym wzniesieniu. Berrn oberwał, ja zostałam wysłana do zniszczenia wroga pod kątem 90 stopni, podczas gdy Beltus przytrzymywał ogniem nieprzyjaciela. Udało nam się zszabrować kolejny karabin, opatrzeć Berrna i ruszyć dalej. W zasadzce uczestniczył syn Beltusa, który zginął bohatersko z moich rąk.

Beltus: Kurde! Zabiłem własnego dzieciaka!
Ja: Nie, to ja go zestrzeliłam...
Beltus: A nie, to spoko :)

To co działo się później było pod hasłem "Podkowa jest samowystarczalna"
Beltus doniósł o kontakcie. Po krótkiej naradzie Jary zadecydował o rozdzieleniu sił na dwie sekcje. Wraz z Beltusem przeszłam na lewą stronę drogi, cicho podchodząc nieprzyjaciela.

Nagle zobaczyliśmy człowieka na drodze - Beltus otwiera ogień, ja poprawiam...
Siarczyste "Ku*** dostałem" z ust Jarego... Zdjeliśmy naszego...

Przebiegamy przez boczną drogę. Beltusowi się udało, ja dostałam. Odwracam się w kierunku mojego zabójcy... Berrn patrzy na mnie zaskoczony z wycelowaną Lochą...
Chwile później w bratobójczym pojedynku zdejmują się nawzajem Beltus z Berrnem. Wszystko to 3 m od końca terenu działań...

Z krzaków wychodzą lekko zaskoczone Lisy z RPimą... Nie chcieliśmy wam przeszkadzać, komentują naszą piękną akcję :P

Tym optymistycznym akcentem kończę relacje z Warsztatów KPU. Wyjazd udany, Dragunowy sprawdzone, komary w Radziejowicach odżywione :)




wtorek, 16 sierpnia 2011

Owczarnia 14.08

14.08.2011 Trening na Owczarni

W planach Podkowy była w tym terminie mega Biba na Farmie Podkowiańskiej, lecz z powodów przeróżnych niestety nie udało się zorganizować wypadu do Zło - mianek.

W zastępstwie wypadu na Farmę została jednak zorganizowana spontaniczna impreza na Owczarni w "The Misiek Palace", na której kochani chłopcy doprowadzili się do stanu zeszmacenia godnego każdego Podkowianina, a następnego dnia, w samo południe - trening.

W sprawie imprezy się nie wypowiadam, bo mnie nie było, choć słuchy dochodzą, że było zacnie. Komandir podobno padł trupem najwcześniej, a reszta bandy pastwiła się nad spitym dowódcą na przeróżne sposoby :P

Trening jak zwykle rozpoczął się z lekkim opóźnieniem, powodem tego były między innymi przedziwne perypetie Weroniki z Wyżłem w roli głównej, mega kac uczestników imprezy oraz problemy z dojazdem.
Jak już udało się nam zebrać (choć ciężkie to było okrutnie) kochany Misiek, gospodarz i prowadzący treningu, zaczął od bardzo optymistycznej części - Raportu karnego :)

Po pompowaniu przeszliśmy do merytorycznej części dnia: po raz kolejny przećwiczyliśmy Bojowy tryb prowadzenia ognia by Carlos, w szczególności zgranie zmian magazynków (bo tu czas nie liczy się w sekundach, nie liczy się nawet w metrach, tu czas to kulki!). Następnie zrobiliśmy krótkie ćwiczenie na ostro, gdzie dwóch młodych pod dowództwem Szczura rozgromiło Jarego, Miśka i mnie :P

Na koniec przypomnieliśmy sobie jeszcze zawijanie tyraliery do kolumny, zachowanie przy ataku pod kątem 90 stopni oraz nasze ukochane rolowanie w tył.

Po ćwiczeniach praktycznych przyszedł czas na przyjemności: Woju dostał w prezencie plecak i poszedł na lekką przebieżkę z Jarym. Z entuzjazmem godnym pełnoprawnego członka ekipy truchtał radośnie unosząc kolana po świeżo skoszonej łące, robił przysiady i pompeczki, następnie znów biegał i znów pompował... Miło było popatrzeć, jak mocno ten młody rekrut chce wykonywać rozkazy swojego kochanego dowódcy...

Gdy już dobiegł (lekko zadyszany) do reszty ekipy, przypomniał nam sposoby ewakuacji rannego z pola walki, których nauczyliśmy się podczas ostatniego szkolenia KPU.

Po takim chrzcie bojowym, został oficjalnie przyjęty w szeregi Podkowy :) GRATULUJEMY!!! (mana mana - tu tu tururu)

Po oficjalnym przyjęciu naszego ostatniego rekruta, nastąpiła część rekreacyjna : Liga siatkówki Podkowiańskiej na szybko utworzonym boisku, browarek i kiełbaski. Komary żarły niemiłosiernie (Misiek jebnij się! Pac), piwo kończyło się za szybko, ognisko paliło się radośnie. Wieczorkiem Misiek poprowadził nam jeszcze teoretyczne szkolenie z nawigacji i topografii, materiały obiecał rozesłać przed szkoleniem KPU w sobotę, na którym będziemy mogli sprawdzić swoje umiejętności w praktyce.

Trening udany, wiele spraw obgadanych, wiele planów poczynionych.
Najbliższe wydarzenia: Szkolenie KPU w przyszłą sobotę, Milsim Red Green Red za dwa tygodnie.