poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Warsztaty KPU 20.08.2011

Radziejowice koło Grodziska. Warsztaty pod hasłem "Nawigacja" organizowane dla nas przez Beltusa.

Po dojechaniu na miejsce zbiórki otrzymaliśmy mapy z wyznaczonym punktem docelowym. Podzieleni na dwie sekcje : Podkowa (5) i sekcja mieszana Rpima + Czarne Lisy (4) zostaliśmy wywiezieni w bliżej nieokreślone krzaki, z których to mieliśmy dotrzeć, zająć i utrzymać punkt zaznaczony na mapie.

Po zrzuceniu na miejsce startu przystąpiliśmy do zakrzaczenia i zamalowania oraz obmyślenia trasy przejścia do obiektu. Po niezbędnych ustaleniach, ruszyliśmy w teren.

Po mniej więcej godzinie zlokalizowaliśmy ambonę, pod którą stał cywilny obserwator. Stwierdzając, że nie może być to nasz punkt docelowy, bo skąd niby znalazłby się tam cywil?, poszliśmy dalej. Po kontakcie telefonicznym i ustaleniu, że jednak ambona jest naszym celem, zawróciliśmy w jej kierunku.

Dosłownie na 40 m przed miejscem docelowym, czujki zauważyły dwa kontakty. Oznaczało to, że na ambonę pierwsza dotarła sekcja łączona Rpimy i Lisów, musieliśmy ją odbić i utrzymać.

Atak nastąpił z dwóch stron. W pewnym momencie zrobiło się gorąco, czujki przednie odcięte, dowódca dostał, wróg coraz mocniej zaciskał pierścień wokół nas. Na szczęście Szczur i Edward wyczyścili jedną stronę, a Berrn dokończył dzieła przy pomocy M249. Na placu boju zostaliśmy tylko my. Straty: jedna RL Jarego, opatrzona natychmiastowo pod ostrzałem.
Zadanie wykonane :)

Następnym zadaniem, zgodnie ze wcześniejszą prośbą Marka, było statystowanie do jego zdjęć dyplomowych. Biegaliśmy więc radośnie z jednego końca drogi na drugi, licząc że we w miarę krótkim czasie artysta uzyska satysfakcjonujące ujęcia.

Trzecim, ostatnim zadaniem warsztatów było przejście przez zasadzkę. Okazało się to najtrudniejszym zadaniem tego dnia, z powodu ciężkiego terenu oraz dobrze wyszkolonych przeciwników. Przy pierwszym kontakcie straciliśmy obie czujki, musieliśmy awaryjnie wycofać się z zasięgu strzału i reorganizować oddział. W składzie Jary z niesprawną repliką, Berrn z M249, Beltus z klamką typu plujka oraz ja i moje niezniszczalne M4, ruszyliśmy przez gęsty młodnik, starając się obejść zasadzkę...

Na kolejne stanowisko ogniowe natrafiliśmy na zalesionym wzniesieniu. Berrn oberwał, ja zostałam wysłana do zniszczenia wroga pod kątem 90 stopni, podczas gdy Beltus przytrzymywał ogniem nieprzyjaciela. Udało nam się zszabrować kolejny karabin, opatrzeć Berrna i ruszyć dalej. W zasadzce uczestniczył syn Beltusa, który zginął bohatersko z moich rąk.

Beltus: Kurde! Zabiłem własnego dzieciaka!
Ja: Nie, to ja go zestrzeliłam...
Beltus: A nie, to spoko :)

To co działo się później było pod hasłem "Podkowa jest samowystarczalna"
Beltus doniósł o kontakcie. Po krótkiej naradzie Jary zadecydował o rozdzieleniu sił na dwie sekcje. Wraz z Beltusem przeszłam na lewą stronę drogi, cicho podchodząc nieprzyjaciela.

Nagle zobaczyliśmy człowieka na drodze - Beltus otwiera ogień, ja poprawiam...
Siarczyste "Ku*** dostałem" z ust Jarego... Zdjeliśmy naszego...

Przebiegamy przez boczną drogę. Beltusowi się udało, ja dostałam. Odwracam się w kierunku mojego zabójcy... Berrn patrzy na mnie zaskoczony z wycelowaną Lochą...
Chwile później w bratobójczym pojedynku zdejmują się nawzajem Beltus z Berrnem. Wszystko to 3 m od końca terenu działań...

Z krzaków wychodzą lekko zaskoczone Lisy z RPimą... Nie chcieliśmy wam przeszkadzać, komentują naszą piękną akcję :P

Tym optymistycznym akcentem kończę relacje z Warsztatów KPU. Wyjazd udany, Dragunowy sprawdzone, komary w Radziejowicach odżywione :)




wtorek, 16 sierpnia 2011

Owczarnia 14.08

14.08.2011 Trening na Owczarni

W planach Podkowy była w tym terminie mega Biba na Farmie Podkowiańskiej, lecz z powodów przeróżnych niestety nie udało się zorganizować wypadu do Zło - mianek.

W zastępstwie wypadu na Farmę została jednak zorganizowana spontaniczna impreza na Owczarni w "The Misiek Palace", na której kochani chłopcy doprowadzili się do stanu zeszmacenia godnego każdego Podkowianina, a następnego dnia, w samo południe - trening.

W sprawie imprezy się nie wypowiadam, bo mnie nie było, choć słuchy dochodzą, że było zacnie. Komandir podobno padł trupem najwcześniej, a reszta bandy pastwiła się nad spitym dowódcą na przeróżne sposoby :P

Trening jak zwykle rozpoczął się z lekkim opóźnieniem, powodem tego były między innymi przedziwne perypetie Weroniki z Wyżłem w roli głównej, mega kac uczestników imprezy oraz problemy z dojazdem.
Jak już udało się nam zebrać (choć ciężkie to było okrutnie) kochany Misiek, gospodarz i prowadzący treningu, zaczął od bardzo optymistycznej części - Raportu karnego :)

Po pompowaniu przeszliśmy do merytorycznej części dnia: po raz kolejny przećwiczyliśmy Bojowy tryb prowadzenia ognia by Carlos, w szczególności zgranie zmian magazynków (bo tu czas nie liczy się w sekundach, nie liczy się nawet w metrach, tu czas to kulki!). Następnie zrobiliśmy krótkie ćwiczenie na ostro, gdzie dwóch młodych pod dowództwem Szczura rozgromiło Jarego, Miśka i mnie :P

Na koniec przypomnieliśmy sobie jeszcze zawijanie tyraliery do kolumny, zachowanie przy ataku pod kątem 90 stopni oraz nasze ukochane rolowanie w tył.

Po ćwiczeniach praktycznych przyszedł czas na przyjemności: Woju dostał w prezencie plecak i poszedł na lekką przebieżkę z Jarym. Z entuzjazmem godnym pełnoprawnego członka ekipy truchtał radośnie unosząc kolana po świeżo skoszonej łące, robił przysiady i pompeczki, następnie znów biegał i znów pompował... Miło było popatrzeć, jak mocno ten młody rekrut chce wykonywać rozkazy swojego kochanego dowódcy...

Gdy już dobiegł (lekko zadyszany) do reszty ekipy, przypomniał nam sposoby ewakuacji rannego z pola walki, których nauczyliśmy się podczas ostatniego szkolenia KPU.

Po takim chrzcie bojowym, został oficjalnie przyjęty w szeregi Podkowy :) GRATULUJEMY!!! (mana mana - tu tu tururu)

Po oficjalnym przyjęciu naszego ostatniego rekruta, nastąpiła część rekreacyjna : Liga siatkówki Podkowiańskiej na szybko utworzonym boisku, browarek i kiełbaski. Komary żarły niemiłosiernie (Misiek jebnij się! Pac), piwo kończyło się za szybko, ognisko paliło się radośnie. Wieczorkiem Misiek poprowadził nam jeszcze teoretyczne szkolenie z nawigacji i topografii, materiały obiecał rozesłać przed szkoleniem KPU w sobotę, na którym będziemy mogli sprawdzić swoje umiejętności w praktyce.

Trening udany, wiele spraw obgadanych, wiele planów poczynionych.
Najbliższe wydarzenia: Szkolenie KPU w przyszłą sobotę, Milsim Red Green Red za dwa tygodnie.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Warsztaty KPU - Sierpień 2011

W ostatni weekend sierpnia odbyły się warsztaty KPU w Radziejowicach, koło Grodziska.
Dla Podkowy było to bardzo udane spotkanie plutonu z kilku względów. Po pierwsze udało się wreszcie wprowadzić w życie rotacyjność lokacji Warsztatów, co ułatwia nam nieco życie. Po drugie, byliśmy świeżo po Płocku, gdzie reprezentowaliśmy samodzielnie pluton i nie daliśmy plamy w żadnym aspekcie. Po trzecie, pojawiliśmy się w silnej reprezentacji czterech sztuk i pokazaliśmy, że Podkowa wie co robi :)

Podczas warsztatów przećwiczyliśmy Ogień i manewr: bój spotkaniowy, atak na umocnioną pozycję oraz ucieczkę i oderwanie.

Zostaliśmy również przeszkoleni przez Chibę z ratownictwa medycznego na potrzeby CCSa oraz ewakuacji rannego z pola walki przez Carlosa.

Pod koniec warsztatów dowództwo zapewniło nam miłą niespodziankę w postaci krótkiego scenariusza bitwy o most kolejowy nieopodal. Niestety z powodu zmieniających się warunków atmosferycznych i kurczącego się czasu nie udało nam się jej rozegrać do końca.

Warsztaty bardzo udane, zarówno merytorycznie jak i towarzysko. Powoli pluton i Podkowa, jako część składowa, zaczyna ze sobą dobrze współpracować, bez wzajemnych awersji i zbędnych nieporozumień. Szkolenie jakie wspólnie odbyliśmy na pewno okaże się przydatne na najbliższym wspólnym milsimie, czyli Red Green Red.

Killzone Płock - part 4

Po przydziałowej fasoli i krótkim odpoczynku ruszyliśmy znów w teren. Tym razem nasz Komandir wymusił na ekipach współpracujących komunikację radiową, hasła i pseudonimy. Oczywiście nie wszystko działało tak, jak zostaliśmy do tego przyzwyczajeni w KPU, ale zawsze to przynajmniej zręby organizacji strony.

Zadanie dość proste, dostać się do miejsca zwanego Hotelem, potem znaleźć i ewakuować do obozu rannego lotnika.

Co do samej akcji, staraliśmy się najlepiej jak mogliśmy, lecz nastawienie współpracujących ekip ( Czemu ich nie goniliście! Trzeba było ich wystrzelać! Jakbyśmy żyli, to byśmy już dawno ich wytłukli! Ale z was patałachy) wyraźnie utrudniło nam zadanie.

W mocno uszczuplonym stanie odnaleźliśmy Lotnika, który okazał się być dość misternie przytwierdzony do drzewa, na którym zawisł. Podczas sciągania gościa na ziemię dostał Berrn, chwilę później zdjęty został też Szczur, potem miażdżąca przewaga przeciwnika i fakt, że byliśmy otoczeni, dokończyły dzieła zniszczenia.

Pomimo wszelkich prób, zostaliśmy pokonani. Pociesza mnie jednak myśl, że my, w odróżnieniu od innych ekip, staraliśmy się wykonać zadanie działając typowo milsimowo, a nie nałapać fragów i chwalić się potem przed kumplami.

Wieczorem przekonaliśmy organizatorów do ogniska i zniesienia prohibicji. Zaowocowało to oczywiście wszechobecną bibą w asgowym klimacie, dyskusjami do bladego świtu i wieloma kolorowymi, lekko alkoholowo zaprawionymi wizjami przyszłości. Podkowa ustaliła parę ważnych rzeczy w swoim gronie siedząc przy udawanym ognisku, co poniektórzy się lekko zeszmacili, inni polemizowali do świtu z bliżej nieznaną młodzieżą.

Wyjazd skończył się dla nas pozytywnie, wiele się nauczyliśmy, mieliśmy też możliwość sprawdzenia swoich umiejętności jako jednostek i drużyny w akcji. Zgranie po powrocie Miśka i przyjęciu Eda i Woja jest jeszcze do dopracowania, ale jestem dobrej myśli, patrząc na naszą współpracę na Killzone.

Miejmy nadzieję, że następna edycja będzie jeszcze bardziej dopracowana. Tak samo ze strony organizatorów jak i naszej :)