niedziela, 7 sierpnia 2011

Killzone Płock - part 4

Po przydziałowej fasoli i krótkim odpoczynku ruszyliśmy znów w teren. Tym razem nasz Komandir wymusił na ekipach współpracujących komunikację radiową, hasła i pseudonimy. Oczywiście nie wszystko działało tak, jak zostaliśmy do tego przyzwyczajeni w KPU, ale zawsze to przynajmniej zręby organizacji strony.

Zadanie dość proste, dostać się do miejsca zwanego Hotelem, potem znaleźć i ewakuować do obozu rannego lotnika.

Co do samej akcji, staraliśmy się najlepiej jak mogliśmy, lecz nastawienie współpracujących ekip ( Czemu ich nie goniliście! Trzeba było ich wystrzelać! Jakbyśmy żyli, to byśmy już dawno ich wytłukli! Ale z was patałachy) wyraźnie utrudniło nam zadanie.

W mocno uszczuplonym stanie odnaleźliśmy Lotnika, który okazał się być dość misternie przytwierdzony do drzewa, na którym zawisł. Podczas sciągania gościa na ziemię dostał Berrn, chwilę później zdjęty został też Szczur, potem miażdżąca przewaga przeciwnika i fakt, że byliśmy otoczeni, dokończyły dzieła zniszczenia.

Pomimo wszelkich prób, zostaliśmy pokonani. Pociesza mnie jednak myśl, że my, w odróżnieniu od innych ekip, staraliśmy się wykonać zadanie działając typowo milsimowo, a nie nałapać fragów i chwalić się potem przed kumplami.

Wieczorem przekonaliśmy organizatorów do ogniska i zniesienia prohibicji. Zaowocowało to oczywiście wszechobecną bibą w asgowym klimacie, dyskusjami do bladego świtu i wieloma kolorowymi, lekko alkoholowo zaprawionymi wizjami przyszłości. Podkowa ustaliła parę ważnych rzeczy w swoim gronie siedząc przy udawanym ognisku, co poniektórzy się lekko zeszmacili, inni polemizowali do świtu z bliżej nieznaną młodzieżą.

Wyjazd skończył się dla nas pozytywnie, wiele się nauczyliśmy, mieliśmy też możliwość sprawdzenia swoich umiejętności jako jednostek i drużyny w akcji. Zgranie po powrocie Miśka i przyjęciu Eda i Woja jest jeszcze do dopracowania, ale jestem dobrej myśli, patrząc na naszą współpracę na Killzone.

Miejmy nadzieję, że następna edycja będzie jeszcze bardziej dopracowana. Tak samo ze strony organizatorów jak i naszej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz