środa, 12 października 2011

Milsim 9.10.2011

Impreza z kategorii " Miało być pięknie wyszło jak zwykle"

W założeniu miała być to idealna symulacja: blisko, w miarę tanio, pogoda jeszcze niezbyt jesienna, tereny idealnie dopasowane do czołgania się po krzakach. Z opisu wynikały same miłe rzeczy:
W kosztach zaliczają się:

- Agregat prądotwórczy
- Organizacja
- Mapy
- Otaśmowanie
- Wożenie po terenie samochodem terenowym
- Karty CCS
- Inne akcesoria tworzące klimat
- Wejście na tereny prywatne części PK
- Affter party

Podkowa miała stanąć po stronie dzielnych Serbów, którzy wynajęli bandę najemników w celu uprowadzenia i przesłuchania jeńców z okolicznej wioski i wyciągnięcia od nich informacji o planach sił Hamburgerowskich. Ubrani w to, co znaleźliśmy w szafach a wyglądało na serbską bojówkę, zajechaliśmy na miejsce spotkania z Orgami. Udało nam się nawet być tam 5 minut przed czasem, co w przypadku naszego Teamu jest nie lada wyczynem. I tu pojawił się pierwszy problem: ORG się SPÓŹNIŁ...

Po kolejnych perturbacjach związanych z transportem reszty ekipy na miejsce (trzeba było ich wsadzić do autobusu, bo sami zapewne by nie dali rady...? WTF?!?) pojechaliśmy konwojem trzech aut do punktu docelowego. Nie było to jednak takie proste, bo po przejechaniu 10 min od stacji BP, na której było miejsce zbiórki, Orgom w aucie skończyła się waha, więc musieli się cofnąć i zatankować...(WTF po raz drugi?!?)

W końcu jednak dojechaliśmy na teren gry. Całkiem miłe miejsce ogniskowo-grilowe na terenie czyjejś działki, za płotem las, pokopane umocnienia, świetny teren do treningów, manewrów, strzelanek... No po prostu cudo... Aż chciałoby się takie samo na Farmie lub Owczarni wykopać...

Po kolejnym, godzinnym oczekiwaniu w końcu udało się nam wyjść w teren. Przedreptaliśmy ze 3 km, dotarliśmy do opuszczonego siedliska, gdzie mieliśmy założyć bazę Serbów. W założeniu wszystko pięknie, rzuciliśmy się więc do roboty. I niestety kolejny opór materiału: okazuje się że dowódcą naszej strony jesy Org, a jego zastępcą drugi org. Nie ruszymy ze scenariuszem, dopóki jeden z nich nie pojedzie spowrotem do wawy i nie przywiezie strony przeciwnej... (napomknę tylko że było już po 11, a zbiórka ustalona była na 8.30)

W końcu, po na prawdę długich oczekiwaniach rozpoczeliśmy oficjalnie sima. Sprawa generalnie wyglądała tak, że dwóch Orgów znęcało się nad trzema zakładnikami (dwóch było "rekrutami" do ich teamu, trzeci był całkiem ogarniętym graczem milsimowym), reszta siedziała w krzakach i czekała aż coś się stanie.

Stało się: zakładnik wyrwał pistolet z ręki głównego pre ober szefa, postrzelił go i uciekł. Odpowiedzią dowódcy było rozstrzelanie pozostałych dwóch zakładników i zwinięcie bazy, bo w końcu i tak nie ma sensu dalej tam siedzieć. Sim skończył się koło 16.

Teksty warte zapamiętania:
org: Ja nie wiem gdzie wy się normalnie strzelacie, i czy byliście kiedyś na Milsimie, ale wiecie, na milsimach się nie pije! To poważna rozgrywka i po prostu nie ma miejsca dla alkoholu...
Szwed: Ty chyba na milsimie nigdy nie byłeś...

Org1 (przez radio): Wybiliśmy wszystkich zakładników, jeden zwiał, co robimy?
Org2: Nie wiem, może zwińmy bazę, bo i tak nie ma sensu tu siedzieć
Org1: Ale tak bez konfrontacji?
Org2: To jest milsim, tu nie zawsze musi dojść do kontaktu!

(Amerykanie do nas nie trafili, bo zostali wywiezieni w zupełnie inne miejsce i błądzili po lesie)

Org: Byłem w wojsku! Strzelałem do człowieka podczas warty więc wiem, jak powinien wyglądać patrol!

Te i inne kwiatki "uratowały" tą imprezę od bycia najdenniejszym wydarzeniem sezonu. No i jeszcze dziękujemy serdecznie snajperowi, który zszedł ze stanowiska i poszedł na kluski do babci.

Smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz