niedziela, 9 października 2011

Raport z Red Green Red 3


RGR
Raport by Misiek

RGR - operacja Red Green Red 3
27-28.08.2011

skład:
Misiek, Bern, Szczur, Ed, Woju.

rola: Straż Graniczna
główne zadanie: kontrola granicy i utrzymanie działania czujników granicznych


Przebieg Milsima:
po punktualnym przybyciu na miejsce zbiórki oraz sprawnym oszpejowaniu się,
przeszliśmy konkretną odprawę
(na której Goorock pytał się czy MadeInChina musi być po angielsku bo nie wszyscy znają, oraz czy odzew musi być dopełnieniem aż do 13!)
i po zrobieniu przez Woja pamiątkowej fotki Fabom, ruszyliśmy w teren działań.
Ponad godzinny przemarsz w miejsce założenia obozu dziennego odbywał się w pełnym słońcu z ciągłymi przerwami na szukanie i sprawdzanie pierwszej połowy czujników.
Po dojściu i założenia bazy dziennej zostaliśmy zadanie półgodzinnej warty, po której niezwłocznie zostaliśmy wydelegowani na kolejne zadanie -wraz z RTO Semko, ponowne sprawdzenie stanu połowy czujników.


W trakcie tego zadania okazało się że trzem z nas zaczyna doskwierać ból głowy i przemęczenie!.. jedno było pewne -jak na taki upał mamy za mało wody!
Postanowiliśmy uskutecznić operację o wdzięcznym kryptonimie "Nawadnianie".
Po skontaktowaniu się Berna z dowództwem nie tylko dostaliśmy zielone światło dla operacji, a także dowiedzieliśmy się że nie tylko my jesteśmy w takiej sytuacji, a nasza operacja zmienia się w misję Nawodnienia całego Plutonu!

Dokańczając zadanie sprawdzania czujników, zdobyliśmy potrzebne nam zapasy wody i byliśmy gotowi do powrotu do bazy. Niestety nie był to rzut beretem.. na pomoc zjawił się nam polski traktor ciągnący wóz z sianem.
Po krótkim kultywowaniu narodowej tradycji z przemiłym traktorzystą dostaliśmy propozycję podwózki.. to co się dalej działo... Myślę że był to precedens na skalę milsimową!
grupa polskich uzbrojonych wojaków z bananem na mordzie pędząca za traktorem na chyboczącej się kupie siana! Myśle, że miny obserwujących nas zwiadowców była adekwatne do naszych gdy na hasło "jeszcze przydały by się gołe baby wyłażące z tego siana" z za wozu na drodze wyłoniła się rycząca 40stka przy czarnej becie sama na drodze w środku lasu, równie w szoku ;]

Po przyziemieniu i pożegnaniu się z kierowca napotkaliśmy bratni oddział i wróciliśmy do bazy dziennej niosąc spragnionym kompanom orzeźwiającą wodę.

W międzyczasie inny nasz patrol sprawdzający drugą połowę czujników odnotował kontakty, lecz bez zawiązania walki i strat.

Po odpoczynku cały pluton przeniósł się na główne skrzyżowanie i przy zapadającym zmroku zaczęliśmy zakładać nocny obóz/zasadzkę. Niestety w ferworze ustalania szczegółów zasadzki Beltus i Goorock nie usłyszeli naszych kilkukrotnych meldunków o kontakcie.. Fakt ten oznaczał ujawnienie naszej nocnej bazy oraz zdemaskowania naszej zasadzki.
Po początkowym skupieniu i próbie zachowania dyskrecji zasadzki, przez dowódcę został rozpalony pierwszy papieros, co zapoczątkowało istny festiwal.
Festiwal świateł latarek i telefonów, palenia papierosów i spiralek [bo tylu i tak zawziętych latających skurwielków nie widziałem chyba nigdy!], Brakowało tylko puszczania melodyjek z telefonów ;]
+oczywiście gniecenie puszek ;)

Na nocny patrol zgłosili się Bern i Szczur, lecz nie był on możliwy do zrealizowania ze względu na egipskie ciemności.

Z powodu braku ustanowienia wart, kto mógł to próbował zasnąć i przespać się trochę jeśli oczywiście nie obudził go 5minutowy deszcz czy godzinny halny w środku nocy.

Podsumowując:
tego dnia mało nie padliśmy z wycieńczenia przez odwodnienie, a nie zanotowaliśmy żadnego kontaktu.
dodatkowo Milsimowy klimat tego dnia pięknie ubarwiły przeloty MiGów ;)

Pobudka nastąpiła ok godz.06, i niedługo potem Goorock starał się wyegzekwować kary za festiwal.. było to jednak bezskuteczne ;p


Po schowaniu plecaków w okolicy zwiniętego obozowiska, ruszyliśmy na poranne skontrolowanie wszystkich czujników.
Poruszając się kolumną po drogach wzdłuż granicy dotarliśmy do miejsca które Paweł z Cz. Kotów prowadzących pluton uznał za podejrzane i niebezpieczne, dlatego cała kolumna wstąpiła do lasu i zaczęła się przemieszczać jego skrajem. Dosłownie chwilę później czujny Szczur dostrzegł ominiętego przez Koty i Podkowę przeciwnika. Zaalarmował Beltusa i po chwili wróg był przeszukiwany przeze mnie pod osłoną Eda, zarzekając się, że jest tam sam. A chwilę później pojmano kolejnego wroga.
W toku przesłuchiwania uzyskano informację o tajnym spotkaniu tej 2osobowej grupy z przemytnikami w danej lokacji. przystąpiono do pertraktacji i Beltus dogadał się ze swoim szwagrem, że za połowę sumy ochronimy całą tą transakcję.
Cały pluton ukrył się wokół miejsca spotkania i po chwili przybyło do niego kilkoro przemytników nieświadomych naszej obecności.
W trakcie transakcji (testowania jakości kokainy!) dokonujący wymiany zostali znienacka zaatakowani przez siły NATO, równie niespodziewające się naszej obecności! ;)
Wywiązała się gorąca bitwa, w której po pozorowanym wycofaniu, zaatakowaliśmy linią i zmiażdżyliśmy nieprzyjacielskie siły FIA. Wszystko poszło idealnie :)
[nie zgadzała się jedynie liczbą martwych do zabitych przez nas przeciwników..]
Po czym ubezpieczając się opuściliśmy teren walki.
Zgubiliśmy Semko, który oderwał się wraz z przemytnikami, co później wyszło nam na dobre, bo ich do nas przyprowadził i dobiliśmy kolejnego targu (odsprzedaliśmy im zostawiony nam wcześniej detonator) ;)

Wracając obok naszej wczorajszej bazy dziennej zdołaliśmy jeszcze odnaleźć zagubiony radziecki zegarek Berna i dotarliśmy do bazy nocnej, gdzie zrobiliśmy obóz dzienny.

Kolejna grupa została wydelegowana do sprawdzenia pobliskich czujników, a w niej Ed, Bern i Szczur i po niedługim czasie napotkała ona kontakt ogniowy z siłami nieprzyjaciela.
Ammo szybko się skończyło, także Szczur wrócił się po mnie i po kule, a w bazie do ochrony dowódcy plutonu został od nas sam biedny Woju..
Po dostarczeniu ammo zmiażdżyliśmy bez trudu przeciwnika, a Ed bezlitośnie dobijał ich nożem ;]
W trakcie tej akcji wynikło kilka kwasów ze strony wybijanych Cieni, lecz tematów tych nie będę tu poruszał, gdyż zostały sflejmowane już na forum WW.
Generalnie wykosiliśmy ok. 10-15 przeciwników nie ponosząc prawie żadnych strat własnych. ( oprócz telefonu Pawła..)
Po powrocie do bazy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy prawdopodobnie ostatnimi żywymi uczestnikami milsima, i powoli wróciliśmy do miejsca startu tym samym kończąc rozgrywkę.

Na odprawie kultywując Podkowiańską tradycję wypiliśmy kilka piwek i spaliliśmy grubego lolka wspomaganego uprzejmością pana V. Wracając podwieźliśmy Quentina[ pająk taki mały co szybko skacze :P], który w trakcie podróży strasznie wyrósł! Oraz odwiedziliśmy chinola w Piasecznie o wdzięcznej nazwie HuangHo – Żółta Rzeka! :P
Generalnie głóPaffka!  XD


Podsumowując Milsima:
cały RGR był jedną wielką sinusoidą emocji, zmęczenia i akcji. Od skrajnego hardcoru lub nudy do epicko zajebistych akcji! ;)
Zadania wykonaliśmy wzorowo, a nikt z nas nie dał się zabić.
Dodatkowo klimatu dodawały przecinające niebo eskadry wojskowych samolotów (w tym F-16!)
Jak dla mnie milsim pierwsza klasa! ;p

Misiek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz